Lwów nasz!! -krzyczy ruda Polka, skacząc z radości na ukraińskiej ziemi.
(okrutny suchar: skojarzyło mi się z okrzykiem Rosjan: Krym-nasz! Skoro Krym jest ich, to Lwów nasz i już. 😉 )
Lwów już dawno był moim marzeniem (mówię tak o co drugim mieście, które „zaliczam”, ale Lwów naprawdę był przeze mnie wyśniony i wymarzony!!), dlatego cieszę się, że mogłam je zrealizować. Każde spełnione marzenie jest niesamowite, daje pozytywnego kopa, ale i także masę satysfakcji. To cieszy. Wróciłam jak pijana. Pijana wrażeniami, obrazami, myślami. Zachłyśnięta Lwowem.
We Lwowie byłam w kwietniu 2016 roku, niedługo stukną dwa lata, a nadal z wielkim sentymentem wspominam tą wyprawę.
Jedyne, co tak właściwie konieczne jest, wybierając się do Lwowa, to paszport. 🙂 Z Krakowa i innych większych miast jeździ sporo autobusów, nie są one jakoś bardzo drogie, dojeżdżają do samego centrum (gdy nad ranem obudzi Was stukanie kół w kocie łby, to znak: „pobudka, witamy we Lwowie!”), minusem jest jedynie czas oczekiwania na granicy. Do przeżycia. 😉
Gdybym miała skomentować Lwów jednym zdaniem, brzmiałoby ono tak: Lwów jest jak miasto, w którym czas się zatrzymał, nasiąknięte nostalgią i melancholią. I otumania, jak duszny, a jednocześnie cudowny zapach kwitnącej właśnie tarniny. Coś wspaniałego.
I znowu wracałam zakochana, z głową w chmurach.Z każdym kolejnym dzikim wojażem dochodzę do wniosku, że dla takich właśnie miłości warto żyć.
I dla chwil, kiedy zapiera dech w piersiach. 🙂
Lwów nasz!!
Przesiąknięty polskością na każdym kroku. Kopia Krakowa, która zatrzymała się w czasie. Jest jak miasto, które ktoś uderzył w plecy i przebił płuco. Żyje, ma się względnie dobrze, ale już nigdy nie zaczerpnie oddechu całym sobą. Na każdym kroku miałam wręcz wrażenie, że po raz ostatni Lwów oddychał tak w 1939 roku. I stąd właśnie ta wszechobecna nostalgia. Nawet większość ulic jest związana z polskością: ulica Kościuszki, Słowackiego, Kopernika, Powstańców Listopadowych…
Stare kamieniczki, kocie łby i tramwaje przecinające rynek. PLOSZCZA RYNOK.
Aa, a propo. Zadziwiające miasto, doprawdy: Ja mówię po rosyjsku, koleżanka po polsku, ludzie odpowiadają po ukraińsku I WSZYSCY WSZYSTKO ROZUMIEJĄ I SIĘ DOGADUJĄ. Fascynujące. Kolejny dowód na to, że Lwów jest idealnym miastem na krótki, weekendowy wyjazd!

Mimo dwóch pełnych dni we Lwowie czuję ogromny niedosyt. Nie udało mi się zobaczyć wszystkiego, co chciałam i dlatego już teraz czuję, że muszę tam wrócić. To jest najpiękniejsze we wszystkich podróżach: mieć do czego wracać, by wchłonąć i doświadczyć jeszcze więcej, niż za pierwszym razem.
Lwów jest definitywnie miastem, które można pokochać. I gdy przeglądam zdjęcia to widzę, że nawet z wzajemnością. 😉