Od mojego wyjazdu ze Swanetii minęły już dwa tygodnie. Wyjeżdżałam, to świata nie było widać, a dziś, patrząc na zdjęcia koleżanki, skręca mnie w środku – taka pogoda! W sumie w Polsce też nie ma na co narzekać, ale chcę jeszcze raz przenieść się do tej niesamowitej krainy na północnym zachodzie Gruzji.
Bo Swanetia jest magiczna.
Po pół roku życia w Kazbegi nastał wreszcie ten moment, by znowu spakować plecak i ruszyć na drugi koniec Gruzji (tak blisko, a tak daleko!) – do Swanetii, w której zakochałam się, będąc tu po raz pierwszy, czyli dwa lata temu. Nie wiem, co ta kraina ma w sobie takiego, że przyciąga i niesamowicie hipnotyzuje. Może to lasy, ostre szczyty i całe górskie pasma, dzika przestrzeń, zadbane obejścia i porządek – czyli na dobrą sprawę wszystko to, czego jakoś tak brakuje czasem w Kazbegi. Niby ciągle to jedna i ta sama Gruzja, ale taka inna, która ciągle zachwyca – zwłaszcza taką porą roku i cudowną jesienią.
Swanetia jest pełna magii, tak samo jak ciepłe promienie słońca, przebijające przez złote liście. Definitywnie tego mi trzeba było, by naładować akumulatory i po prostu cieszyć się tym, co mam. I cieszyć się tym, jak jest. Po prostu się cieszyć, bo niczego więcej do szczęścia nie potrzeba.
Przeogromny masyw Szchara, przepiękna i kusząca Wiedźma-Uszba, piramidowy stożek Tetnuldi – można się napatrzeć na różnorodność górskich pejzaży i jednocześnie podziwiać całą panoramę grzbietu Wielkiego Kaukazu (którą nomen-omen podziwiałam w sierpniu z Elbrusa i również miałam dziki oczopląs).

Swanetia, ze względu na swoje górskie i trudno dostępne położenie przez lata była odizolowana od Gruzji. Wiele autonomicznych tradycji zachowało się po dziś dzień, czego głównym przykładem może być chociażby język swański – całkowicie odrębny, do niczego niepodobny, w codziennym użyciu. „Dzień dobry” to „choczalada” 🙂
Jakoś ciężko to sobie wyobrazić, że 20-30 lat temu w Swanetii władzę sprawowała mafia, której główną zasadą, jaką się kierowała była zemsta rodowa i porywanie ludzi dla okupu. A może to tylko część mitu, legendy o swańskich góralach? Dziś w Mestii, stolicy regionu, jest porządek, hotele w stylu zakopiańskim, masa przytulnych knajpek, a ludzie są… No właśnie. Są tacy inni – niby górale z krwi i kości, a tacy inni – uśmiechnięci, otwarci, energiczni. Chyba, że po prostu jestem jakaś spaczona po całym sezonie, zbyt wielu ludzi spotkałam i każdy przejaw odbiegający od normy był dla mnie zaskoczeniem, to też możliwe 😀
Kilka ciekawostek:
- Dawno temu w każdym swańskim domu stał tron, na którym siadał tylko gospodarz.
- Swanetia – kraj tysiąca wież. Do dziś przetrwała zaledwie garstka, ale i tak stosunkowo dużo – w końcu to niemalże 1000 lat. Są dwa typy wież – mieszkalne, kilkupiętrowe i obronne strażnice – to zazwyczaj te samotne, których głównym celem było informowanie o nadejściu wroga. Choć tak naprawdę nikt nie wie po co i dlaczego – główną zagadką ich budowli jest chociażby brak okien, z których można by cokolwiek obserwować. 🙂 i żyć w nich ciężko, bo ani pieca, ani komina… dlatego swańskie wieże to zagwodzka. Lepiej pozostać przy podziwianiu, a nie roztrząsać! 😉 W Mestii wież zostało koło 40 – głównie mieszkalno-prestiżowych – przez wieki należały one do bogatych lokalnych klanów.
- W Swanetii znajduje się aż 299 lodowców.
- Drogę do Mestii wybudowano dopiero w 1935 roku.
- Swańska tradycja nakazuje wypić nie mniej niż trzy kieliszki. Oczywiście najlepiej czaczy. Gdy wszystkie kieliszki się stukają, Swanowie z radością wołają: buczki buczki! Cokolwiek to oznacza.
- Szchara (5193m n.p.m.) to najwyższa góra Gruzji i tzreci co do wielkości szczyt całego Kaukazu. „Shkhara” – to po swańsku szczelina. Po gruzińsku „shkhara” to cyfra 9 – stąd często można usłyszeć, że Szchara ma 9 wierzchołków, co nie jest prawdą, bo jest to masyw. Z jej lodowców bierze początek rzeka Inguri.
- „Matterhorn Kaukazu”, schronienie bogini łowów Dali, „Wiedźma” to tylko niektóre nazwy dwuwierzchołkowej Uszby, jednejz najbardziej charakterystycznych i najtrudniejszych gór całego Kaukazu. Na szczycie, wedle miejscowych podań, odbywały się sabaty czarownic. Brzmi zachęcająco. 😀
Swanetia była perełką – uwieńczeniem całego półrocznego pobytu w Gruzji. Jakby wszystkiego było mało i trzeba było jeszcze więcej.
Wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Że w przyszłym roku też tam będę. :)))))))))
Aguś, pięknie to wszystko opisujesz a serce się wyrywa żeby znowu tam pojechać i choć z daleka obserwować i podziwiać te góry, co oko widzi już serce się raduje.
PolubieniePolubienie
dziękuję! 🙂 oj, koniecznie trzeba! Może warto inną porą roku, tak dla odmiany :)))
PolubieniePolubienie