Wyprawa do najdzikszego Wąwozu Kazbegi – KHDE.
Tam mnie jeszcze nie było!
Wąwóz Khde znałam jedynie z mapy. I ewentualnie ze słyszenia, że to wąwóz w terenie przygranicznym, potrzeba tam mieć pozwolenie i ogólnie nie da się. Tak, „nie da się”, jak to bywa w Gruzji. Jednak chcieć znaczy móc i wreszcie miałam okazję przekonać się na własne oczy! Przepustkę załatwia się na granicy gruzińsko-rosyjskiej, trwa to chwilę i jest bezproblemowe, trekking przyjemny, a widoki – miażdżą. A pomyśleć, że dopiero wczesna wiosna, ledwie pierwsze jej tchnienie – jak tam pięknie będzie, kiedy zrobi się zielono! Wąwóz wciśnięty pomiędzy „Wrota Kaukazu” – wokół same skały – robi wrażenie. Płaska jak deska dolina Truso po prostu wymięka! 😛 A tak w ogóle to takie wolne to ja definitywnie lubię. Złoić kawał drogi (ponad 15 km), umęczyć się – przez co po prostu odpocząć psychicznie. Teraz to niech sobie pada cały tydzień, na tyle gdzieś wystarczy poziomu naładowania moich baterii – czyli do kolejnego wolnego 😉

Po drodze spotkały nas wszystkie cztery pory roku: lało jak z cebra, urywało głowę, świeciło słońce, zawiewało śniegiem, a na sam koniec przyszedł taki upał, że moje okulary przeciwsłoneczne jednak okazały się bardzo przydatne. (ja zawsze jestem zdania, że lepiej mieć. Optymistka z urodzenia – nawet jak leje, wierzę, że może wyjść w końcu słońce. 😀 )
Lubię poznawać nowe miejsca, w których jeszcze nie byłam. Okazuje się, że nawet w Gruzji, w której tyle czasu już spędziłam, jest ich jeszcze bardzo dużo. Wąwóz Khde definitywnie będzie jednym z moich ulubionych kierunków. Tym bardziej, że można nim przejść do mojego ulubionego miejsca w okolicach Kazbegi – Juty. To brzmi jak wyzwanie! 😀 Niech no się zrobi cieplej i choć troszeczkę się zazieleni! Wczesna wiosna w Khde jest ledwie namiastką tego, jak to miejsce będzie wyglądać w rozkwicie… Nie pozostaje nic innego, jak wziąć namiocik, obiektyw szerokokątny i ruszyć w drogę! Przyjdzie na to pora.
Długo trzyma zima w tym roku, a ostatnie opady śniegu jeszcze bardziej utwierdziły jej panowanie w regionie. Cóż zrobić – taki mamy klimat – już się w sumie z tym pogodziłam i ze stoickim spokojem i okularami przeciwsłonecznymi w plecaku „na wszelki wypadek” będę wyczekiwać wiosny! 😀
PS. Nie wiem, czy miałam o czymś jeszcze napisać, nie chce mi się iść do pokoju i zerkać w notatki. Najwyżej będzie więcej tematów na kolejny raz, a z racji tego, że miałam nowe zdjęcia, po prostu chciałam się podzielić nimi na świeżo :)))