1-go sierpnia 2013 roku, w przededniu półrocznego wyjazdu do Estonii, założyłam swojego pierwszego bloga i tak w nim pisałam:
„Coś się kończy, coś się zaczyna”– jak donosi Sapkowski ( moja miłość!) Coś w tym jest.
Skończył się lipiec, zaczyna sierpień, o. Skończyły się wakacje, zaczyna… a zaczyna projekt o jakże rozległym tytule: ESTONIA 2013. Zgodnie z dewizą ” do odważnych świat należy” wyjeżdżam na stypendium Erasmus do Estonii. Do pięknego, nadmorskiego Tallinna. Na całe pięć miesięcy, a może i ciutkę więcej, kto wie. Pożyjemy, zobaczymy! 😉
Wyjeżdżam już pojutrze, ażeby być na miejscu w niedzielę wieczorem. Od poniedziałku będę brała udział w zajęciach nauki języka estońskiego- czuję, że może być wesoło! – i tak będzie cały sierpień. Tak, tzn: rano zajęcia, a po południu zwiedzanie, wycieczki, słońce, hulaj dusza i te sprawy.
Największy problem: co pakować. Co da się jeszcze upchnąć, co odrzucić, co mi się przyda, a bez czego przeżyję.. Większość rzeczy już czeka gotowa. Byle tylko niczego nie zapomnieć! 😉
Hm. Co mnie tak w ogóle natchnęło?
Znajomi pytają: „Nie boisz się jechać tak daleko, całkiem sama?!” No cóż. Jeżeli miałabym czekać na to, aż będę gotowa i wyzbędę się całego strachu- mogłabym czekać całe życie i nic z tego nie mieć. Wariacka część mojej natury więc wrzeszczy: СМЕЛОСТЬ ГОРОДА БЕРЁТ! ( smelost’ garada berjot- do odważnych świat należy, ale po rosyjsku to tak cudownie brzmi! ❤ )
Jasne, że się boję, Jasne, że będę tęsknić. Za rodziną, bliskimi, przyjaciółmi.. Za Kotkami moimi. Za kwiatkami, za polami, lasami i górami. Za Polską. Ale przecież… 5 miesięcy szybko minie. Będzie wszystko dobrze. Ba, a ileż będzie przeżyć, doświadczeń! Warto więc podjąć jedną, ale jakże ważną decyzję i zaryzykować.
Ale nigdy nie żałować.!”
Dziś, z perspektywy czasu (a minęły już cztery bite lata!) wiem, ile projekt „ESTONIA 2013” zmienił w moim życiu. I jak bardzo zmienił mnie samą.
Przede wszystkim na całego włączył mi się tryb nomady. Nie mogę usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu, bo popadam w depresję i najzupełniej w świecie, obrazowo rzecz ujmując, to mi odwala. Czasem po prostu człowiek potrzebuje tego, by go porządnie wywiało i tym samym przewietrzył głowę. Potem łatwiej się funkcjonuje w naszej szarej rzeczywistości.
Nie boję się spontanicznych decyzji i weekendowych wyjazdów, podczas których mało się śpi i dużo chodzi. Budapeszt, Praga, Lwów, Bratysława, Kijów… Trochę już tego było. Czasem się śmieję, że mogłabym założyć swoje biuro podróży i być super przewodnikiem, o ile tylko moi klienci byliby w stanie dotrzymać mi kroku, bo z reguły jestem niezmożonym koniem, brnącym do góry i ciężko za mną nadążyć. (Wolę iść pod górę, niż z niej schodzić).
Kocham wypady w pobliskie Tatry, kocham też wojaże w nieco dalsze regiony świata. Z każdego przywożę ze sobą masę zdjęć i jeszcze więcej wrażeń, którymi lubię dzielić się z innymi. Mam nadzieję, że nowa wersja bloga będzie prostsza i bardziej czytelna.
Wiedzcie jedno – szykuje się gruuuuba sprawa i liczę na odezw ze strony Czytelników! :))